W półrocze Lili zaczęliśmy rozszerzać dietę. Od jakiegoś miesiąca "siedzi" z nami przy stole i z uporem maniaka próbuje chwycić jakiś kąsek z maminego talerza. Z racji tego, że sama jeszcze nie siedzi odwlekaliśmy ten moment. Posadzona na kolanach u mnie, lekko podtrzymywana siedzi całkiem prosto. Z racji tego, że pierwsze tygodnie z BLW to zazwyczaj zabawa jedzeniem postanowiliśmy spróbować.
W pierwszy dzień córka nas zadziwiła szalenie... Bez najmniejszych problemów chwyciła marchew leżącą na stole i władowała sobie ochoczo do buzi. Duuuuży był ten kawał. Ja, oczywiście miałam przerażenie w oczach, ale córka nic sobie z tego nie robiła i odgryzła jeszcze jeden kawałek. Possała później drugi i to by było na tyle. Byłam pewna, że nic nie połknęła. Jednak po wnikliwej analizie nagarnego filmu stwierdziliśmy z D., że jeden kawałek nie wypadł jej z buzi. Potwierdziło się przy zmianie pieluszki na drugi dzień. Moje dziecko zjadło marchew! Szok! Bardzo jej się podoba ta metoda. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że jest to najbardziej naturalny sposób rozszerzania diety niemowlaka.
Dzień wcześniej z czystej ciekawości dałam Lili na łyżeczce mus jabłkowy ze słoika. Nie wiedziała za bardzo co ma z tym zrobić i próbowała ssać łyżeczkę i wciągała do siebie powietrze razem z musem.
Zobaczymy jak dalej nam będzie szło, ale mam bardzo pozytywne nastawienie.
A tu filmowa dokumentacja: