Nasza mleczna droga niedawno dobiegła końca. Przestałam karmić Lilę jak miała 15,5 miesiąca. Trochę czasu musiało minąć
zanim byłam gotowa na napisanie tego posta.Dlaczego? Bo jest to dla mnie sprawa bardzo intymna. Nie byłam mamą karmiącą
publicznie z podciągniętą bluzką na środku galerii handlowej.
Zacznę może od początku. Będąc w ciąży moje podejście do kp było dość ambiwalentne. Wiedziałam, że jest to najlepsze dla
matki i dziecka, ale nie przykładałam do tego większej uwagi. Myślałam nawet, że jeśli się nie uda to trudno. Natomiast
wiedziałam od początku, że to jest sprawa tylko między mną, a moim dzieckiem. Już w ciąży kupiłam nawet laktator żeby móc
odciągać mleko na wyjścia. Kiedy urodziłam Lilę w szpiatlu dostałam ogromne wsparcie laktycyjne, co myślę, że jest
podstawą. Jeżeli bym tego wsparcia nie otrzymała pewnie karmiłabym butelką. Te chwile była naprawdę ciężkie... Kiedy
miałam jeszcze mało mleka, a Lila była bardzo głodna i całą noc płakała poszłam do pielęgniarki żeby może ją dokarmiła.
Pielęgniarka podała jej mleko sondą, po palcu żeby nie zaburzać odruchu ssania. W końcu Lila przespała 2 h. Później już
było lepiej, chociaż i bolało i pojawiły się zapalenia piersi. Kochałam to. Kochałam karmić moją córkę. Doceniałam to
ogromnie było to zdrowe, wygodne, tanie. Same plusy! Jedynie spanie (z raczej nie spanie) w nocy pozostawiało wiele do życzenia.
Lila była ssakiem nocnym. Niestety nie umiałam jej karmić przez sen i za każdym razem aż nie zasnęła ja też nie spałam.
Pomagało karmienie na fotelu. Lila zjadała naprawdę dużo i zasypiała na dłużej. Jak karmiłam ją na leżąco w łóżku to ssała
chwilkę i zasypiała. Za godzinę powtórka. Nie powiem, ciężko było. Jak trochę podrosła to 2-3 karmienia nocne to były
absolutne minimum. A zdarzało się nawet 6 pobudek:/ Na początku naszej mlecznej drogi zakładałam sobie, że będą ją karmić
do tego momentu, aż będzie jadła tak dużo stałych pokarmów, że nie będę musiała jej podawać mleka sztucznego. Tak też się
stało, myślę, że w dużej mierze dzięki BLW. Od około roku Lila jadła coraz więcej i wtedy zaczęłam myśleć o delikatnym
odstawianiu. Dużo czytałam na ten temat i się przgotowywałam. Nie chciałam, aby była to trauma dla niej i dla mnie. Na
forum mam długodystansowych w kp przeczytałam kilka rad, które zastosowałam. Pierwsza: ograniczyłam karmienia poza domem.
Z resztą przyszło to dość naturanlnie. Lila jest dzieckiem bardzo społecznym. Jak są inne dzieci to o mnie praktycznie
zapomina. Druga rada: "Nie proponuj, nie odmawiaj". W ciągu dnia miałyśmy wtedy jeszcze 2-3 karmienia. Kiedy prosiła
odczekiwałam chwilę i ją karmiłam. Wiadomo, że jeżeli ogranicza się podaż to popyt rośnie;) Trzecia rada: karmiłam ją po
jedzeniu, czyli nie doprowadzałam do sytuacji kiedy jest bardzo głodna i jedynym posiłkiem była pierś. Najpierw chociaż
trochę "buły", poźniej "ćića". Rada czwarta: karmiłam ją tylko w jednym miejscu- w sypialni, na leżąco, na łóżku. A co
się działo w nocy? Lila jadła tak ok 2-3 razy. Jadła to za dużo powiedziane. Ssała 2-3 minuty i zasypiała. Pozostawało jedno karmienie wieczorne. Myślę, że bardziej rytualne niż z głodu, bo zawsze była po kolacji i kąpieli, zasypiała przy piersi. Kiedy stwierdziliśmy z mężem, że to jest już ten moment posatnowiliśmy, że odstawiamy. Wiem, to strasznie brzmi. Ale naprawdę chciałam przespać chociaż jedną noc od 2 lat (cierpiałam na bezsenność w ciąży). Nakarmiłam Lilę ostatni raz po kąpieli, głaskałam ją, napawałam się chwilą i starałam się zapamiętać tę chwilę na zawsze. Później długo płakałam... I poszłam spać na kanapę. Mąż stał na warcie. Lila obudziła się chwilę po 1, ale poprzytulał ją i zasnęła. Na dobre wstała o 5, pobawili się i znów zasnęła. Ja wszystko słyszałam z mojej wygnańczej kanapy. Bardzo, ale to bardzo się obawiałam jej reakcji jak mnie zobaczy rano. Wyobrażałam sobie, że podbiegnie i będzie prośić o "ćića". Serce by mi pękło na milion kawałków gdybym musiała jej mówić "Nie ma mleczka", mimo tego, że miałam i to w ogromnych ilościach. Na szczęście Lila nie poprosiła. Mało tego, sprawiała wrażenie, że wie o co chodzi i to koniec jakiegoś etapu. W ciągu dnia nie poprosiła mnie ani razu! Wieczorem musieliśmy zmienić rytuał i usypialiśmy ją na podłodze. Trwało to dość długo, bo padła ze zmęczenia chyba po 1,5 h. Następne wieczory były coraz lepsze. Teraz usypia po ok 15-20 min UWAGA w swoim łóżeczku. Stało się to po tym jak napisałam post, że kupujemy większe łóżko:) Śpi do rana. Ok 4-5 budzi się, biorę ją do naszego łóżka i dosypiamy do 7. Od tamtego czasu je ogromne ilości jedzenia. Obecnie wygasł już u niej definitywnie odruch ssania. Cieszy mnie to bardzo, natomiast z ogromnym sentymentem wspominam czas naszego kp. Znalazłam jedno ze zdjęć z tego okresu, a mam ich 2 :)
Karmienie publiczne wg An. na rynku w Krakowie:)