Jestem typem obserwatora. Lubię patrzeć na ludzi, ich zachowania, reakcje na daną sytuację. A najbardziej lubię obserwować dzieci (pewnie też z racji zawodu). A dlaczego? Bo najczęściej dzieci mają tak niesamowite pomysły, że dorosły nigdy by na to nie wpadł. Mogę siebie spokojnie nazwać matką-obserwatorem. Jak widzę, że Lili nie może sobie z czymś poradzić najczęściej nie robię nic tylko patrzę. Pewnie zapytacie: "Jak to nic?" No nic nie robię. Siedzę, stoję, leżę i patrzę jak wybrnie z danej sytuacji. Co więcej sprawia mi to ogromną frajdę, bo wiem, że Lili myśli, kombinuje, sprawdza... No właśnie. Problem pobudza do myślenia. Jest rozwojowy. Staram się nie robić nic za nią, co jest na jej poziomie. Chyba, że jest zagrożenie zdrowia, wtedy oczywiście interweniuję. Jak pisała Maria Montessori: "Pomóż mi to zrobić samemu". Dokładnie to jest moja maksyma w wychowywaniu Lilki. Jeżeli prosi mnie o pomoc, robię to w jak najmniej inwazyjny sposób. Chcę żeby była samodzielna. Bardzo jej ufam. Daję do zabawy małe przedmioty, bo wiem, że nie weźmie do buzi. Pozwalam chodzić po schodach. Kiedy gdzieś sama się wdrapie nie ściągam jej, bo wiem, że skoro sama tam weszła to będzie umiała też zejść. Owszem boję się o nią, ale w granicach rozsądku. Dlaczego to piszę? Bo niestety coraz więcej dzieci jest tylko marionetkami w rękach rodziców.
Przerażają mnie dzieci, które są we wszystkim wyręczane. Pozwolę sobie przytoczyć przykłady z otoczenia, że np. 7,5 letnie dziecko nie umie posłodzić picia (o szkodliwym wpływie cukru nie będę się rozpisywać;). Jest to nie do pomyślenia. Dzieci karmione do 10-11 roku życia przez rodziców. Przykładów znam mnóstwo. Dlaczego rodzice nie mają zaufania do swoich dzieci???
Jak sama przypominam moje dzieciństwo pamiętam, że mama miała do mnie ogromne zaufanie. Wiedziała, że nie zrobię niczego głupiego, zagrażającego życiu. Od małego powierzała mi mnóstwo obowiązków. Kiedy byłam w 1 klasie podstawówki wysyłała mnie z pieniędzmi do sklepu po zakupy lub rok później żebym zapłaciła rachunki. Jak teraz o tym myślę, to rzeczywiście pozwalała mi na dużo. Wyrosłam na bardzo samodzielną osobę. Dwukrotnie byłam sama za granicą. Nie boję się ludzi i świata. Ostatnio zapytałam mamę czy się nie bała puszczać mnie w tzw. samopas. Odpowiedziała, że bała się bardzo, ale cały czas sobie powtarzała sobie, że wychowuje mnie nie dla siebie, tylko dla świata. Tak samo chcę wychować Lilę, jak moja mama wychowała mnie. Mam nadzieję, że wystarczy mi wiary i cierpliwości w nią i jej naturalne instynkty.
popieram! staram się tak samo jak Ty. moi rodzice za bardzo mnie chronili przed wszystkim i teraz miewam absurdalne stresy :/ najgorzej mi ich przekonać, szczególnie tatę, żeby tak traktował mojego synka jak ja bym chciała, tylko robi to po swojemu.
OdpowiedzUsuńMoże wart jakieś lektury pod nos podsunąć? Ja swojego trochę wyedukowałam i teraz jest jeszcze bardziej wyluzowany niż ja;)
UsuńZgadzam sie w 100%. Tez staram sie tak jagode wychowywać, tylko problemem jest to ze jak jestem w pracy to zajmuje sie nią teściowa, która najchętniej by wszystko za jagode zrobiła łącznie z pogryzieniem jedzenia, zeby czasem mała sie nie zaksztusila. Jak widzę jej obawy to staram sie wytłumaczyć ze dziecko musi sie przewrócić, czy samo spróbować sie dostać do zabawki, ale nie jest to łatwe. Ale trwam w swoich postanowieniach, chociaż czasem mam wrażenie ze teściowa uważa mnie za nieczula matkę, jak nie reaguje.
OdpowiedzUsuńO, wiem co czujesz, bo u nas jest tak samo. Kiedyś nawet na ulicy jakaś baba zwróciła mi uwagę " Biedne dziecko, mama nic nie pomoże". Ehhhh
UsuńStaram się podobnie. Efekty już widać.
OdpowiedzUsuńA co tam u Was???
UsuńZgadzam się w 100%! Ja też staram się nie wyręczać we wszytkim Mai i mimo, że niedawno skończyła roczek nie biegam za nią cały czas chroniąc przed wszystkimi zagrożeniami świata (czyt. Ostre krawędzie stołu, śliska podłoga, za wysokie łóżko ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wydaje mi się ze nasze matki i babki wychowywały dzieci bardziej naturalnie i ...pierwotnie. Nie starały się wychować lekarzy czy prawników tylko zdrowych i uczciwych ludzi (oczywiście były wyjątki). Co prawda wtedy były inne czasy nie było tylu możliwości i priorytety były inne. Z moich obserwacji wynika, że teraz matki za bardzo skupiają się na swoich dzieciach i często przekłada się to na brak samodzielności. Pozdrawiamy http://mroznytrojwymiar.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńChyba masz racje. Kiedyś też miało się więcej dzieci i nie zwacalo się tak mocno uwagi na wychowanie.
UsuńJestem totalną obserwatorką! Czesto widzę więcej niż niektórzy i niż niektórym się wydaje:D poza tym podejście mam bardzo podobne jeżeli chodzi o Mikołaja, niestety mój Tomek widzi wszędzie potencjalnie zagrożenie życia, walczę z tym i za każdym razem wygrywam i mogę wtedy powiedzieć "a nie mówiłam, że mówiłam":D całuski Dziewczyny!!!
OdpowiedzUsuńHehe, a mój o dziwo pozwala jej na o wiele więcej;) Pozdrawiamy
UsuńŻyczę Szczęśliwego Nowego 2014 Roku :) Żeby 2014 Rok był jeszcze lepszy od 2013
OdpowiedzUsuńO dzięki, na pewno tak będzie! Tobie rowzniez!
Usuńmy tez:-) marcel w wieku dwoch czy troszke wiecej lat na wakacjach sam chodzil po picie do w restauracji jak chcial pic. stal taki maly i powtarzal"łoterplis"az ktos mu podal:-)) dzisiaj ma 6lat i nie ma klopotu z radzeniem sobie z jedzeniem/ubieraniem/kapiela(pod nafzorem )i zadna inna sprawa. rosnie druhi roczny i chcemy go wychowac tak samo. troche coachingowo-na pytanie synka odpowiedzia jest"a jak ty myslisz?" dziala jak cholera. pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń"Łoterplis" haha, dobry jest. Moja też odważna jak nie wiem. Dziś na spacerze zaczepila nas Pani i pyta ja: " Chodz pojdziesz ze mna", a ta jak gdyby nigdy nic dala jej reke i poszla..
UsuńA pytanie " A jak Ty myślisz?" jest bardzi montessoriańskie;)
a no kochana to inna sprawa... robilismy tez scenki zeby z nikim nie chodzil. nie bral cukierkow. nie szukal pieska. nawet jak ktos powie ze zna mame jej imie itd... ale na to masz czas jeszcze:-)
UsuńMądre słowa :) Moja ma dopiero 7 miesięcy, ale też staram się jej nie wyręczać np. jak przewróci się na brzuch i nie ma siły już trzymać główki to się zaczyna wściekać...wcześniej co chwilę do niej podchodziłam i przewracałam na plecki a teraz dałam sobie spokój, aż mała nauczyła się, że zamiast buzią wtopić się w łóżku, można położyć główkę na bok i w taki sposób ekspresowo nauczyła się przekręcać z brzuszka na plecki :)
OdpowiedzUsuń