Strony

środa, 30 kwietnia 2014

Dziecko z bliska idzie w świat- A. Stein

Często mnie prosicie o polecenie książek. Ostatnio czytam w każdej wolnej chwili i moja rodzicielska biblioteczka się rozrasta. Najwięcej pozycji mam z wydawnictwa Mamania. Są to książki najbliższe mi ideowo. Z niecierpliwością czekam na nowości i czerpię z nich wiedzę w ogromnych ilościach. 
Dziś napiszę Wam o najnowszej książce Agnieszki Stein "Dziecko z bliska idzie w świat." Jest to sequel "Dziecka z bliska", który również stoi na mojej półce.
Zacznę od cytatu: "Carlos Gonzales w swojej książce "Besame mucho" (...) pisze, że książki dla rodziców dzielą się tylko na dwa rodzaje. Takie, które pisane są założeniem, że dzieci rodzą się złe. I takie, które powstają w oparciu o przekonanie, że dzieci rodzą się dobre". Ten cytat jest bardzo prawdziwy. Rodzice, którzy uważają, że ich dzieci nie trzeba straszyć, trenować,  karać sięgają po pozycje z tej drugiej kategorii. Taka
jest właśnie ta książka. 
Myślę też, że powinni ją przeczytać rodzice, którzy są przekonani, że Rodzicielstwo Bliskości jest tylko dla rodzin z małymi dziećmi i najlepiej z jedynakami. Często wobec wychowania w duchu AP pojawiają sie zarzuty, że dziecko wychowane według tych wartości w przyszłości jest rozpieszczone, samolubne, skupia się tylko na sobie. Mało tego! Niektórzy uważają również, że te dzieci nigdy nie wyprowadzą się z domu, bo więź z rodzicami jest tak silna. Ta książka obala te mity. Pokazuje, że więź daje siłę do wkraczania w tak trudny wiek dojrzewania i rozpoczynania samodzielnego życia.

Książka dzieli się na 5 rozdziałów:
- Rodzice i dziecko traktuje o tym jak ważny jest kontakt i komunikacja dziecka z rodzicami.
-Rodzice- ten rozdział jest o tych dwóch najważniejszych (czasem jednej) osobach w życiu dziecka. Stein pisze w nim o tym, że rodzic ma prawo do słabości, gorszych dni. Nie musi być w ciągle dobrym humorze. To podejście bardzo mi się podoba, ponieważ media, społeczeństwo w dzisiejszych czasach od nas tego wymagają. A jest to fałszywy obraz rodzicielstwa. W tym rozdziale A.S. radzi również jak sobie radzić z najbardziej (imo) powszechnym uczuciem u rodziców, czyli z poczuciem winy i wewnętrznym krytykiem. Napiszę szczerze, że tę część przeczytałam dwukrotnie i powoli wdrażam w życie. 
Świetny jest również fragment o związkach między dorosłymi. Zainspirował mnie do wielu przemyśleń.
-Dziecko- ten rozdział jest o samym dziecku. O dziecku, które powoli wkracza w świat dorosłych. Stein pisze w nim o bardzo ważnych zmianach, które zachodzą u dzieci rozpoczynających naukę w szkole.  Jeden podrozdział dotyczy motywacji. Z największą chęcią bym go tu przekleiła;)  Ten fragment utwierdził mnie w przekonaniu, że niestosowanie kar i nagród przynosi ogromną korzyść dla dziecka. 
Wg Stein dzieci, które są intensywnie chwalone bardzo często unikają zadań, które są nowe i wydają się być trudne.
Pamiętam też, że na jednym z moich ulubionych blogów wywiązała sie dyskusja na temat wysokiej samooceny w życiu dorosłym i poczucia, że dziecko jest pępkiem świata. Taka sytuacja wg Stein może zaistnieć dopiero wtedy gdy człowiek ma niskie poczucie własnej wartości i kompensuje je wysoką samooceną.
- Dziecko i dzieci- w tym rozdziale opisane są kontakty dziecka z innymi dziećmi. Najabardziej utkwił mi w pamięci podrozdział o rywalizacji i współpracy. Stein pisze o bardzo ważnej kwestii. Często od małego uczymy (czasami nawet nieświadomie), że trzeba z innymi rywalizować. O tym jak zamienić rywalizację na współpracę dowiecie się więcej w tej książce.
-Dziecko i świat- rozdział o relacji, która jest nieunikniona. Moja mama zawsze mi powtarza: "Wychowujesz Lilkę dla świata, nie dla siebie" myślę, że jest to bardzo ważne zdanie. Wielu rodziców o tym zapomina...
Stein w tym rozdziale również obala prewien stereotyp, że dziecko wychowane w duchu RB nie poradzi sobie w pracy, że brak kar i nagród w domu nie nauczy go funkcjonowania w prawdziwym dorosłym świecie. 
Do wielu refleksji i rozmyślań skłonił mnie również rozdział o talentach.

Na końcu książki jest lista książek, linków, filmów związanych z nurtem RB. Na mojej liście są już następne pozycje do czytania:)

Wybaczcie, że tak się rozpisałam. Bardzo chciałam Wam przybliżyć tę pozycję. Z tego co się orientuję to czytają mnie raczej mamy młodszych dzieci. Pomyślicie pewnie, że ta książka nie jest jeszcze dla Was. Ja czytałam ją z ogromnym zainteresowaniem ponieważ miałam wrażenie, że czytam o naszej przyszłości. Po tej lekturze uspokoiłam się, że wychowanie w duchu RB jest doskonałym startem naszego dziecka w dorosłość.


P.s. Przepraszam, że nie odpowiadam na Wasze komentarze i ten post nie jest sformatowany. Jesteśmy na wyjeździe i nadaję z telefonu. Jak tylko usiądę przy komputerze to doprowadzę go do ładu. 
Miłego weekendu!



wtorek, 29 kwietnia 2014

/.-


Pewnie zauważyłyście, że nie ulegam raczej ciuchowemu szaleństwu. Staram się, aby ubrania były wygodne, z naturalnych materiałów i do tego ładne. Nie ukrywam, że liczy się też dla mnie cena. Wolę wydać pieniądze na książki. Lila szybko rośnie i zwyczajnie szkoda mi funduszy na drogie ciuchy. Jednak raz na jakiś czas ulegam... Ale i tak podchodzę do tego z rozsądkiem.
Jakiś czas temu trafiłam na Slash dot dash- nową polską markę. Zauroczył mnie miś, który jest na kieszonce. Szybko przemyślałam i uznałam, że zamówię Lilce T-shirt. Wzięłam rozmiar 2-3. Chciałam żeby teraz służył jako tunika, a póżniej będzie koszulką. Wygląda cudnie:) A do tego, jak pewnie zauważyliście jest różowy. Kolor dość deficytowy w szafie Lili:)
 
 



 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Podróże małe i duże- nasz niezbędnik

Pogoda sprzyja wyjazdom, dlatego dziś będzie post o  podróżowaniu z dziećmi. Jeździmy bardzo często i dużo. Przynajmniej raz w miesiącu jesteśmy w trasie. Chciałam Wam pokazać jakie rzeczy się u nas sprawdzają i mogę je polecić.

 
- kocyk bambusowy Aden+Anais. Genialny na lato również do użytkowania na spacerach. My go używamy w podróży do przykrywania Lili jak zaśnie, ale zdarzało nam się też zasłaniać okno żeby słońce nie świeciło Lilce w oczy. Kiedyś już pisałam, że bambus ma świetne właściwości. Jak jest zimno to ogrzewa, a jak jest gorąco to chłodzi. Generalnie takie kocyki są bardzo drogie, dlatego napiszę jak my wykombinowałyśmy;) Aden+Anais sprzedaje takie kocyki po 3 w jednym opakowaniu. Zamówiłam takie opakowanie i jeden sprzedałam Oldze, a drugi Ani. W ten sposób cenę podzieliłam na 3. Kosztował mnie w sumie 65 zł.
 
- lunchbox Itzy Ritzy- kupiony dość dawno w Tkmaxx. Jest fajny, bo dwupoziomowy. Na dole ma kilka przegródek. W podróż zabieram raczej jedzenie nie brudzące i nie kruszące się. Najczęściej w tym pudełku mam: rodzynki, suszone morele, daktyle.
 
- opakowanie na mokre chusteczki Skip Hop- z tego produktu nie jest akurat zadowolona. Kilka razy pudełko mi się otworzyło w torbie i chusteczki wyschły.
 
- okulary Beaba Junior glossy girl- odkąd je mamy nie muszę już zasłaniać okna kocykiem. Lila już teraz sama o nie prosi. Mówi: "sieci, oku!". Czyli "świeci, daj okulary".
 
- muzyka- od niedawna lubi słuchać "tani" w aucie. Do tej pory miałam tylko jedną płytę z muzyką Zwierzaki- Faceci dla dzieci. Miałam ją zgraną na telefonie i w aucie podłączałam za pomocą kabelka do radia. W tym tygodniu kupiłam z polecenia koleżanki płytę Ani Brody "A ja nie chcę spać". Powiem Wam szczerze, że jest rewelacyjna. Ania śpiewa m.in. wiersze Wawiłow. Uwielbiamy "Szybko, szybko..." i "Lala lili". Nawet mój mąż, który nie przepada za poezją śpiewaną tą płytą jest oczarowany. Dostępna w sklepie Lamala
 
-pudełko skarbów- mam często w torbie pudełko, w którym są małe skarby. Akurat w tym są: bransoletki, stopery (ostatni hit), szklane kulki, małe figurki zwierząt, piłeczki.
 
-bidon Skip Hop z małpą- wcześniej miałyśmy pszczołę, ale nie przeszła próby wygotowania w garnku. Bidonu nie muszę chyba zachwalać, uważam, że jest doskonały i nie trafiłam jeszcze na godnego zastępcę.
 
- książki- zawsze na podróż mam nową malowankę z naklejkami. Lilka uwielbia podczas podróży odklejać, przyklejać, naklejać, wyklejać, a póniej zdrapywać. Zazwyczaj kupuję je hurtem i trzymam w ukryciu, a w razie podróży zabieram za sobą. Takie książeczki sprzwdziły się też doskonale podczas lotu samolotem. Malowanki zazwyczaj kupuję tu
 
- Torba Beaba Stockholm corail grey- nasza nowość i już mogę powiedzieć, że jest świetna. Jest duża, mieści wszystko co trzeba mieć ze sobą podczas podróży. Najbardziej lubię w niej to, że się cała otwiera i wszystko mogę w niej znaleźć. Nasza skip hop niestety takiej opcji nie miała i często szukałam czegoś w ciemno. To pierwsze wrażenia... Jak przetestuję ją w warunkach ekstremalnych na pewno napiszę jej recenzję.
To tyle z rzeczy, które są z nami w środku.
 
W bagażniku zawsze mamy:
-łóżeczko Inglesina Lodge- graphite. Mamy je już 1,5 roku i uważam, że to był zakup doskonały. Dużo podróżujemy i ciągle go używamy. Był nawet taki czas kiedy złożyłam w domu drewniane łóżeczko, a używaliśmy Inglesiny. Jeżeli będziecie zainteresowane to zrobię o nim odzielny post.

- Tula Stitch- zawsze i wszędzie jest z nami, chociaż rzadko jej używamy. Wyciągamy ja tylko w sytuacjach awaryjnych
- Kocyk La Millou Marine- służy nam na wyjazdach za kołderkę do łóżeczka
- termometr Medisana
- wózek Bugaboo cameleon
Aha i zapomniałam! Podróże stały się o wiele mniej uciążliwe odkąd zmieniliśmy fotelik na większy.


A Wy macie jakieś sprawdzone rzeczy w podróży?

czwartek, 24 kwietnia 2014

0ops- do it again


 
Do Polski niedawno weszła nowa marka, która z pewnością podbije rynek zabawek. Mowa o Oops- do it again. Oferta jest bardzo szeroka, skierowana do dzieci najmłodszych (od urodzenia do 4/5 lat). Ich produkty wyróżniają się bardzo spośród innych. Przede wszystkim są kolorowe, ale barwy są stonowane. Materiały z jakich są wykonane są najwyższej jakości. Postaci, które są na zabawkach są przepiękne. Bardzo podoba mi się ich design. Zabawki dla najmniejszych dzieci w łagodny sposób stymulują zmysły i są idealne dla małych rączek.
 
  U nas zamieszkał nowy lokator właśnie od Oops- do it again. Przedstawiamy Wam kotka o wdzięcznym imieniu Jerry. Jerry pochodzi ze Szwajcarii i jest wykonany z drewna. Jest z nami od tygodnia, a nie ma dnia kiedy mógłby spokojnie poleżeć na półce.





 
 
Lilka obecnie ma fazę wrażliwą na układanki. Dlatego też ta zabawka jest u nas obecnie na topie.
Kotek jest wykonany z bardzo dobrej jakości drewna. Tak jak pisałam wyżej jest kolorowy, ale nasycenie  barw jest stonowane.  Elementy tej układanki świetnie pasują do rączek dziecka. Klocki są trójwymiarowe i to zdecydowanie wyróżnia tę zabawkę od innych. Dziecko ma możliwość dotykowego różnicowania wysokości płaszczyzn. Pomaga również w nauce schematu ciała. Nie ogranicza do jednego wzorca. Można ułożyć go na kilka sposobów. Wszystkie elementy pomalowane są farbą, która nie odpryskuje, co niestety bardzo często się zdarza przy użytkowaniu drewnianych zabawek. Jednym słowem bomba!
Już niedługo pojawią się nowości w Oops- do it again. Ja już Lilce wypatrzyłam 3 rzeczy;)
 
I jak Wam się podobają?

 
 

środa, 23 kwietnia 2014

Obowiązki domowe

Pisałam Wam już kiedyś tu o niesamodzielności (plagaaaa!). Skąd ona się bierze i z czego wynika? Po dłuższym zastanowieniu wydaje mi się, że z naszej wygody. Kiedy coś robimy w domu odsyłamy dziecko do pokoju lub włączmy bajkę dla świętego spokoju. "Zajmij się sobą, tylko mi nie przeszkadzaj"- myślimy. A dzieci mają ogromną chęć pomagania nam, naśladowania nas. Mamy to zakodowane w genach. Nic się nie zmieniło od miliona lat. Dziecko obserwując nas myśli: "Skoro ona przetrwała i nie zjadł jej dziki zwierz to muszę robić wszystko tak jak ona." Są to bardzo proste mechanizmy i nie możemy na to wpłynąć. Dlatego też pozwalajmy naszym dzieciom nam pomagać. Przez to, że będą uczestniczyły w pracach domowych będą miały większe poczucie wspólnoty.
 
Poniżej zamieszczam listę czynności, którym może sprostać dwu-, trzy-, cztero-, pięcio- i sześciolatek. Zadania z listy się dodają czyli trzylatek jest w stanie wykonać zadania dwu- i trzylatka.  Ta lista jest jedynie sugestią, co dzieci mogą robić w domu. Pokazuję jedynie jakie możliwości mogą mieć dzieci w danym wieku.
 
 

Zadania dla dwulatka

Zbieranie zabawek i odkładanie ich na miejsce.
Odkładanie książek i czasopism na półkę
Zamiatanie.
Układanie serwetek i sztućców na stole.
Zbieranie upuszczonych przez siebie podczas posiłków kawałków jedzenia.
Wybór śniadania spośród dwóch propozycji.
Sprzątanie swojego miejsca przy stole.
Trening czystości.
Mycie zębów, mycie rąk i czesanie włosów.
Rozbieranie się
Wycieranie rozlanych przez siebie płynów.
Wyjmowanie z torebek zakupów spożywczych i odkładanie ich na półkę lub stół w kuchni.
 
Zadania dla trzylatka i czterolatka

Nakrywanie do stołu.
Odkładanie na miejsce produktów spożywczych.
Pomoc przy układaniu listy zakupów spożywczych i przy zakupach.
Czyszczenie i polerowanie butów.
Karmienie domowego zwierzęcia według określonego harmonogramu.
Podlewanie roślin domowych.
Pomoc przy pracach na podwórku i w ogrodzie.
Ścielenie łóżek.
Odkurzanie.
Pomoc przy zmywaniu i wkładaniu naczyń do zmywarki.
Ścieranie kurzu z mebli.
Smarowanie masłem kanapek.
Przygotowanie płatków śniadaniowych z mlekiem na zimno.
Pomoc przy przygotowywaniu talerzy z jedzeniem do rodzinnego obiadu.
Przygotowywanie prostych deserów (galaretka, jogurt).
Wyjmowanie listów ze skrzynki (o ile jest dla dziecka dostępna).
Składanie wypranych rzeczy.
Polerowanie srebra, mosiądzu i samochodu.
Temperowanie ołówków.
 
Zadania dla pięciolatka

Pomoc w planowaniu posiłków i zakupów spożywczych.
Robienie sobie kanapek i prostego śniadania. Sprzątanie po sobie.
Nalewanie sobie napoju.
Nakrywanie do obiadu.
Darcie liści sałaty do sałatki.
Odmierzanie i wsypywanie/wlewanie składników według przepisu.
Ścielenie łóżka i sprzątanie pokoju.
Ubieranie się i wybieranie sobie stroju.
Szorowanie zlewu, toalety i wanny.
Czyszczenie luster i okien.
Segregowanie ubrań do prania.
Odbieranie telefonu i wybieranie numeru.
Porządkowanie podwórka.
Płacenie przy drobnych zakupach.
Pomoc przy czyszczeniu samochodu.
Wynoszenie śmieci.
Pomoc przy podejmowaniu rodzinnych decyzji w sprawie wspólnego spędzania wolnego czasu.
Nauka wiązania sznurowadeł.
Karmienie domowych zwierząt i czyszczenie ich klatek/legowisk.

Zadania dla sześciolatka

Wybieranie ubrania odpowiednio do pogody.
Trzepanie dywanów.
Podlewanie roślin i kwiatów.
Obieranie warzyw.
Gotowanie prostego posiłku (tost, jajko na twardo).
Przygotowanie sobie drugiego śniadania do szkoły.
Odwieszanie swoich ubrań do szafy.
Zbieranie drewna do kominka.
Grabienie liści i pielenie chwastów.
Wyprowadzanie psa na spacer.
Wiązanie sobie butów.
Opatrzenie drobnych skaleczeń i zadrapań.
Utrzymywanie w czystości kosza na śmieci.
Porządkowanie i czyszczenie szuflady na sztućce.

A dla młodszych dzieci czynności bardziej samoobsługowe:
-mycie zębów
-zdejmowanie skarpet
-zdejmowanie butów
-wycieranie rąk w swój ręcznik i wieszanie na wieszaczek
-wyrzucanie pampersa do kosza
-składanie układanki i odnoszenie na półkę
-wyjmowanie sztućców ze zmywarki i podawanie
-podczas rozwieszania prania podawanie  ubrań i  wieszanie skarpetek
-wycierane buzi serwetką

Ta lista pochodzi z Maren Schmidt „Home responsibilities” opublikowanym w miesięczniku Tomorrow’s Child (Vol.19, No. 1) wydawanym przez The Montessori Foundation.

wtorek, 22 kwietnia 2014

BibLILOteczka- 3 nowe pozycje

Po fali fascynacji nad  książkami Tulleta przyszedł czas na inne. Dziś Wam pokażę 3 następne pozycje z wydawnictwa Babaryba.
 
 
 
1. Gałagankowy skarb- Zbigniew Lengren. Tej postaci chyba nie trzeba przedstawiać. Znakomity polski grafik, ilustrator i autor. Jak ją czytam z Lilą to mam wrażenie, że 25 lat temu ją miałam. Świetna pozycja, razem przeżywamy historię zagubionego murzynka.

 
2.  Na budowie-Stephan Lomp, czyli tzw. picture book.  Akcja się toczy w miejscowości Sprężyna Zdrój (co za nazwa;).  Każdy z bohaterów ma swoje sprawy. I tak np. Affe ciągle chce siku, Borys Poważka zgubił telefon, Złodziej mops ucieka policjantce Kiki. Świetne ilustracje i barrrdzo wartka akcja z warkotem koparki w tle.

 
3. Smok ze smoczej jamy- Wanda Chotomska - ilustracje Edward Lutczyn. Zacznę od tego, że Babaryba jako jedno z niewielu wydawnictw ma w swojej ofercie książki dwujęzyczne. Czytamy Lilce nie tylko polsku. Ja czytam jej po angielsku, a D. po angielsku i węgiersku (widzę Wasz wyraz twarzy;) Chcemy żeby Lila od małego miała kontakt z innymi językami. A ona bardzo to lubi. Dodatkowo D. uwielbia ilustracje Lutczyna. Babaryba w swojej ofercie książek dwujęzycznych ma również drugą pozycję Chotomskiej Kurczę blade. 

 
 
A już niedługo w Babarybie nowość!
I to jaka!
Magali Bardos- Liczę do 100- międzynarodowy hit
Skusimy się na pewno:)
 

piątek, 18 kwietnia 2014

Pocahontas

Dziś kilka fotek, które zrobiłam niedawno. A my zmykamy na wschód na Święta.



Wszystkim czytelnikom naszego bloga życzymy Wesołych Świąt i barrrrdzo mokrego Śmigusa Dyngusa.
 
Lili i ja :)
 
 

 
Korona i tipi by Mama

czwartek, 17 kwietnia 2014

Mała rzecz, a cieszy

Dziś chciałabym Wam pokazać taki mały gadżet, który zmniejsza objętość zapchania pralki o połowę. Jakiś czas temu odkryłam śliniaki z rynienką. Ktoś kto je stworzył musiał mieć w domu małe dziecko! Najpierw mieliśmy takiego silikonowego zwyklaka, a ostatnio odkryłam takie cudo.

środa, 16 kwietnia 2014

Wozidło

Pewnie zdążyłyście zauważyć, że jestem dość oszczędna  w  różu, sukienkach na co dzień, kwiatach, sercach i brokatach. Nie wiem dlaczego, ale po prostu tego nie czuję. Również takie rzeczy wybieram (dopóki mam na to wpływ) dla Lilki. Lubię bardzo dżender. Dlatego bardzo ciężko było mi znaleźć wózek dla lalek. Hmmm i tu też dziwna sprawa, bo Lila ma dwie lalki i niezbyt się nimi bawi. Woli Miśki. Na szczęście mamy bardzo zdolnego dziadka, o którym pisałam Wam tu. Tym razem dziadek sam zrobił nam wozidełko. Każde kółko wystrugał ręcznie, pociągnął leciutko bezbarwnym lakierem. Taki design lubię najbardziej, prosty i funkcjonalny.
 







 
Lalanka- prezent urodzinowy od Ani, Mili i Roberta


wtorek, 15 kwietnia 2014

Kopnięty kubek, czyli Doidy cup

W jednym z poprzednich postów pisałam o znakomitej alternatywie dla kubka niekapka. Tak, dzisiejszy post będzie o naszym przyjacielu (spokojnie mogę go tak nazwać), który towarzyszy nam już ponad rok. Jak tylko Lilka zaczęła siedzieć, zaczęliśmy rozszerzać dietę metodą BLW zamówiłam jej kubek Doidy cup. Mamy kolor jagodowy brokat :). Początkowo, czyli jak Lilka miała 6 miesięcy nalewałam jej odrobinę wody, sama przykładałam kubek do jej warg. Pierwszy raz nas niesamowicie zadziwił. Nie miała najmniejszych problemów, że pobrać wodę i połykać. A jaka była zadowolona! Z czasem, kiedy podnosiłam kubek i przystawiałam jej do ust zaczęła kłaść rączki na uchwytach kubka. Później ok. 10 miesiąca już tylko lekko go podtrzymywałam. Sama go przechylała i nabierała wodę. Około 12 miesiąca Lilka piła z Doidy cup już sama. Czasami zdarzały się powodzie, ale bardzo rzadko. Generalnie niesamowicie  szybko załapała o co w tym chodzi. Około 13 miesiąca zaczęła mówić "pisiu" i tak jej zostało. Piła z Doidy również zupę. Co jest dużym ułatwieniem przy BLW.
 A teraz moja szczera opinia okiem specjalisty. Ten kubek jest genialny! Jest bardzo dobrze wyprofilowany, dziecko widzi ilość płynu i przez to wie jak regulować jego przechylenie żeby się nie oblać. Lilka z ogromnym powodzeniem pije też z normalnych kubków. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się oblała. Krawędź kubka jest tak wyprofilowana, że małe wargi dziecka doskonale ją obejmują. Dziecko pobiera taką ilość wody, aby było w stanie przełknąć. Myślę, że ten kubek też jest świetnym rozwiązaniem dla dzieci z MPD (mózgowym porażeniem dziecięcym) i osób po udarach mózgu, które mają porażoną jedną stronę twarzy.
Co do użytkowania... Doidy cup niewątpliwie wygrywa z bidonem. Czyszczenie go jest niebywale proste. Wkładam go do zmywarki i po kłopocie.
Używałyście go i macie podobne odczucia?
 



 
 
 
P.s. Lilka już lepiej. Wraca jej apetyt, nie ma gorączki. Wychodzimy na prostą. Robiłam jej dziś przepyszne placki z bananem i ricottą. Przepis tu. Za radą mojej koleżanki Ewy (dzięki, bardzo cenię Twoje rady:) zamiast mąki pszennej użyłam orkiszowej typ 700 (nie było 550) i zamiast mleka dodałam wodę. Przepyszne wyszły:)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Prace domowe #7

Prace domowe wykonałyśmy już w piątek, ale przez chorobę Lilki dodaję dopiero dziś.
Tą aktywność zaplanowałam dawno, wydawało mi się, że Lilka będzie zachwycona.... A jej się niestety zabawa w galaretce nie podobała. Nie chciała jej dotknąć nawet malutkim paluszkiem. Ma to pewnie po mnie, bo mnie galaretka zwyczajnie obrzydza. Wyobraźcie sobie, że sama musiałam wygrzebać te kulki, żeby je umyć... Ah, co przeżyłam to moje. Swoją drogą podejrzewam u Lilki niewielką nadwrażliwość dotykową. W takim razie cofamy się do materiałów sypkich. Dopiero jak je zaakceptuje, będziemy pracować z mokrymi.
 
 Ale może Waszym dzieciom ta aktywność się spodoba?
 
Przepis na domową galaretkę:
- 200 ml soku (miałam domowy porzeczkowy)
- 800 ml wody
- 2 łyżki żelatyny
Sok z wodą zagotować, wsypać żelatynę i dokładnie mieszać. Zalać materiały (kulki szklane, muszle, kamienie) i wstawić do lodówki do stężenia.



 
Fartuch do zadań specjalnych- Beaba
 
Później Lilka pracowała jeszcze z:
 
 
Nakładanie gumek do włosów na paterę
 
 


 
 
Układanie szklanych kulek na mydelniczkę z przyssawkami.
 
P.s. Trzymajcie za nas kciuki. Lilka ma obustronne zapalenie płuc. Jesteśmy w domu, oglądamy Maszę i Miszkę i czekamy na lepsze czasy. Lilka nie ma w ogóle apetytu. Może macie jakieś pyszne, zdrowe przepisy, bo już nie mam pomysłów co mogę jej zaserwować.
 
 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Tulletomania

Zanim jeszcze urodziła się Lilka znałam książkę "Naciśnij mnie" z wydawnictwa Babaryba. Kupowałam ją wszystkim znajomym dzieciom i za każdym razem siedziałam z obdarowanym dzieckiem i oglądałam ich pierwszy zachwyt nad tą książką. Żadne "dziękuję" nie było mi potrzebne kiedy widziałam purpurowe ze śmiechu policzki. Bardzo czekałam na ten moment kiedy Lilka do niej dorośnie i będzie mogła się nią cieszyć. Nie chciałam żeby to nastąpiło za wcześnie. Kiedy w ubiegły piątek czekałam na paczkę od Babaryby sama wyglądałam jak dziecko:) Kurier wręczył mi paczkę... Tylko zamknęłam za nim drzwi i pobiegłam do kuchni po nożyce. Dosłownie z wypiekami na twarzy rozcinałam karton. Całe szczęście, że Lilka spała. Miałam je tylko dla siebie. Po kolei obejrzałam każdą stronę i wykonywałam polecenia autora. Dmuchałam, cicho biłam brawo, pocierałam. Jak ja uwielbiam Tulleta! Kiedy Lilka się obudziła od razu pokazałam jej nowe książki. Od tamtej pory w naszym domu panuje Tulletomania. Zachorował na nią również D. Inne książki mogą nie istnieć! 3 książki zastąpiły całą biblioteczkę. Lilka na "Naciśnij mnie" mówi- "piiiip", na "Kolory" mówi- "kopy", czyli kropy, a na "Turlututu, akuku to ja" mówi "Akuku".

środa, 9 kwietnia 2014

Co z tym niekapkiem?

Pod postem O złych smokach wiele z Was pytało mnie dlaczego niekapek nie jest najlepszym rozwiązaniem, a nawet może mieć negatywny wpływ na rozwój aparatu artykulcyjnego. W dzisiejszym poście postaram się Wam na te pytania odpowiedzieć.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Sposób na Księgę dźwięków

Pisałam Wam, że nasza księga jest obecnie w wielu tomach. A Wy w komentarzach stwierdziłyście również, że nie ma sensu jej nawet kleić. Mimo tego, że książka była porwana Lila cały czas się nią interesowała. W końcu moja czytelniczka poradziła mi świetny sposób jak ją ujarzmić. No i bingo:) 


Li

Lilka ma na sobie:
Spodnie Zara z wyprzedaży
Bluzka- Kappahl kolekcja New Hamptons - świetne marynistyczne motywy.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zabawki idealne dla maluchów

Jako, że Lila ma ostatnio ogromną potrzebę chodzenia, a wózki i Tula są beee zaczęłam szukać zabawek, które mogą nam towarzyszyć na spacerach. Długo nie mogłam nic znaleźć... aż w końcu trafiłam na hiszpańską markę Tuc tuc. Mamy  Pirata i razem z nim poznajemy arkana naszego osiedla. Chodzimy, oglądamy każdy listek i patyczek. Żaden kamień nie może zostać nie zauważony. Dlaczego to Pirat trafił do nas? Urzekł mnie jego wygląd, a rozczulił dzwoneczek, który delikatnie dzwoni jak się go ciągnie /dodatkowo stymuluje układ słuchowy/.

piątek, 4 kwietnia 2014

Hulaj dusza, czyli zakup hulajnogi Mini Micro

O istnieniu kultowej już hulajnogi Mini Micro wiedziałam już dawno. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że mogą na niej jeździć już takie maluchy jak Lilka. Odkąd zagościła wiosna w parkach można zobaczyć śmigające na nich dzieci. No i widziałam u Lilki ten błysk w oku i zainteresowanie hulajnogami. Podchodziła nawet do jednej i oglądała ją z wielkim zaciekawieniem. Uznaliśmy, że jest to dobry moment żeby pomyśleć o własnym trójkołowcu. Taka hulajnoga ma wiele zalet z punktu rozwojowego, jak i terapeutycznego. Doskonale rozwija równowagę, czyli układ przedsionkowy. Wpływa pozytywnie na czucie ciała (propriocepcję). Maluchy podczas jazdy uczą się panować nad całym ciałem. Poprawia dużą motorykę i patrzenie przestrzenne. Wpływa pozytywnie na napięcie mięśniowe. Pomaga w kształtowaniu lateralizacji (najczęściej dzieci prawonożne odpychają się lewą nogą, gdyż noga dominująca wg układu nerwowego jest bardziej stabilna). Jak widzicie jazda na hulajnodze ma same plusy. Dodatkowo spędzamy razem czas na świeżym powietrzu.
Dlatego długo nie musieliśmy się zastanawiać. Złożyłam zamówienie w sklepie Aktywny smyk, ale nie potwierdziłam. Anulowałam i stwierdziłam, że się tam wybierzemy osobiście i zobaczymy jak Lilka sobie na Mini Micro radzi. W tamtym dniu byłam zdecydowana na zakup Mini Micro baby seat- czyli wersję z siedzonkiem i kask orzeszek Kiddiomoto. Jak ja się cieszę, że jednak poszłyśmy do tego sklepu... Na samym początku Pan nam wyniósł hulajnogę na zewnątrz. Lilka  aż piszczała z radości. Założył nam siedzonko baby seat, ale uprzedzał, że Lilka na siedzonko jest trochę za duża. Na Mini Micro Baby Seat jeżdzą 12-miesięczne maluchy! Szok! Kiedy siedzonko zostało zamontowane Lilka, która wie czego chce od życia wpadła w histerię i próbowała je oderwać... Ona chciała hulajnogę, a nie jeździk. Pan też nas uświadomił, że dzieci widzą doskonale różnicę. Skoro widziała dzieci na hulajnogach na stojąco, to też tak chce. Lila na niej stanęła i (uwaga!) pojechała. Wiedziała od razu o co chodzi. Następną bardzo ważną dla mnie kwestią był kask. Zapytałam Pana o kaski typu orzeszki (chciałam wcześniej Kiddimoto, bo jest przede wszystkim ładny- oj te baby). Zostałam uświadomiona, że kask typu orzeszek nie jest najlepszym rozwiązaniem na hulajnogę i rower. Dlaczego? Po pierwsze nie ma charakterystycznego daszka nad oczami. Najczęstsze upadki na hulajnodze i na rowerze to kraksy "na twarz", czyli przy orzeszku facjata byłaby poszkodowana. Druga kwestia- orzeszki są dwa razy cięższe, co wiadomo z prostych praw fizyki nie pomaga przy upadku. Trzecia kwestia to wentylacja. Najlepiej żeby kask miał dużo otworów wentylacyjnych. Ktoś ostatnio mi wspominał żeby uważać z kaskami latem, bo zbyt długie noszenie może powodować przegrzanie i udar słoneczny. Kask musi być też dopasowany do główki dziecka (tu jak prawidłowo zmierzyć głowę). Lilka mierzyła kilka kasków, ostatecznie wybraliśmy kask Alpina gamma flash z gadżeciarskim światełkiem z tyłu. Dostałyśmy też świetną instrukcję jak nosić kask i dopasować go do główki (bardzo ważne). Obsługa w sklepie była bardzo pomocna i cierpliwa i znosiła moje komentarze w stylu: "ten kask nie pasuje nam do kurtki itp. haha". Wniosek jest prosty, gdybym się nie wybrała do Aktywnego smyka to bym miała Mini micro baby seat, na którym Lilka nie chciała by już jeździć i niedopasowany kask.   A tu kilka fot z naszej wizyty:)
Aha, jeszcze jedna kwestia. Chciałam Lilce kupić od razu torebeczkę Mini Micro na kierownicę. Pan powiedział, że nie ma sensu jej teraz kupować. Takie gadżety kupuje się wtedy gdy dziecko sprzętem jest lekko znudzone i taka nowość wzbudza w dziecku chęć do jeżdżenia. Genialne!
 
 





 
Tu na innym sprzęcie. Przejechała metr i się przesiadła na hulajnogę.



 
 I w domu już z własnym sprzętem: